Publikując w ostatnich dniach post za postem, udało mi się wreszcie nadrobić zaległości. Poniżej relacja na gorąco z dzisiejszej wizyty w Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku.
Muszę się Wam przyznać, że gdy rano Mąż powiedział, że Muzeum zwiedza się TYLKO z przewodnikiem, zapałałam do niego (muzeum) niechęcią. Nie o to chodzi, że mam coś przeciwko przewodnikom. Historie przez nich opowiadane bywają niezwykle ciekawe i uatrakcyjniają zwiedzanie. Miałam jednak przerażającą wizję naszych najmłodszych Dzieci skutecznie 'rozwalających' wycieczkę. W drodze do Muzeum przeczytałam pytania i okazało się, że wyposażenie Willi Milusin, zostało rozkradzione i nie wszystkie meble oraz eksponaty udało się odzyskać.
Czekało nas zatem zwiedzanie z wkurzonym wrzaskami małolatów przewodnikiem pustych ścian zdewastowanej willi, położonej gdzieś w lesie na końcu świata...
Mroczne, obślizgłe wizje zaczęły realizować się już przed wejściem do Muzeum, kiedy Dzieci i Młodzież znalazła miliony winniczków i zaczęła grupować je według kolorów i rozmiarów, na domiar złego pan przewodnik poprosił nas abyśmy poczekali na zewnątrz kilka minut...
OMG...
OMG...
Po przekroczeniu progów Muzeum zaczęło się...
Hol na szczęście nie był pusty, pan przewodnik był sympatyczny. Na dodatek okazało się, że dwie nasze dziewczynki noszą imiona córek Marszałka. Po chwili dołączyła do nas grupa z Puław. W Milusinie rzeczywiście nie ma wielu sprzętów (miejsca, w których powinny się znajdować zaznaczono na wykładzinie białymi liniami, kojarzącymi się jednoznacznie z filmami kryminalnymi). Liczący około tysiąca egzemplarzy księgozbiór zaginął. Jednak oglądaliśmy ciekawe filmiki ze śp. Jadwigą Piłsudską-Jaraczewską czytającą wspomnienia swojej mamy - Aleksandry Piłsudskiej. Dowiedzieliśmy się mnóstwa ciekawych rzeczy o życiu prywatnym rodziny Piłsudskich. "Warszawiakom" podpowiem, że trzeba uważnie słuchać i oglądać owe filmy, ponieważ tam znajdują się odpowiedzi do zadań.