Kto nas zna z wcześniejszych blogów, wie że niektóre muzea napawają nas głębokim lękiem. Jednym z nich jest Muzeum Narodowe w Warszawie (tak, tak)... Jednak nigdy nie wiadomo, co trafi do młodego człowieka.
Nudne to muzeum, same obrazy i rzeźby... |
Podczas naszej tegorocznej wycieczki do Muzeum Narodowego nic nie wskazywało na to, że nastąpi jakiś przełom.
A jednak.. Przyznaję, że karty z "warszawiaka" okazały się pomocne. Młodzież przemieszczała się sprawnie między salami tropiąc działa sztuki. Dodatkowe materiały edukacyjne udostępnione przez Muzeum były dodatkowym cennym bonusem, który każdy starał się pozyskać. |
W pewnym momencie młodsze Dzieci nie wytrzymały. Uwagę trzylatka na chwilę tylko przykuł 'skarb'. W końcu musieliśmy wyjść z sali i chwilę się wyciszyć, podczas gdy starsi dokończyli zwiedzanie. Na koniec czekała nas prawdziwa niespodzianka...
Trochę już wymordowani pilnowaniem ruchliwego F, rzutem na taśmę weszliśmy do sali prezentującej zbiory sztuki średniowiecza i... niektórych wciągnęło. BH wykonał mnóstwo szkiców, a F z wielką powagą oglądał wszystkie eksponaty, dopytując o szczegóły.
Mimo iż, nie udało nam się obejrzeć wystawy renesansowego malarstwa północnych Włoch, wizytę uznaliśmy za udaną :)